Sierpniowa trzeźwość II
18 sierpnia 2023„Panie, pomóż mi!”
20 sierpnia 2023Kiedy już zabraknie w ludziach motywacji do czynienia dobra, a zło będzie nazywane dobrem, jak to już wśród nas się zdarza. Wtedy po owocach się pozna, bo „nie może złe drzewo dobrych owoców rodzić.” Wtedy zło, które nazywaliśmy dobrem wyjdzie w całej swojej okazałości jako w pełni bezowocne. Wtedy za późno będzie na jakiekolwiek wołanie o dobro. Zostanie tylko jedno, rozpaczliwe wołanie: „Panie ratuj, bo giniemy.”
Na pierwszy plan wychodzi delikatność Boga wobec człowieka. Zamiast Boga grzmotów, piorunów i trzęsienia ziemi, których spodziewamy się widząc to, co wyrabiają w swojej przewrotności ludzie, widzimy Boga delikatnego powiewu. Boga, który staje się człowiekiem, Boga, który umiera na Krzyżu dla naszego zabawienia. Widzimy Boga, który nie zmusza, ale mówi do nas: „Jeśli chcesz, pójdź za Mną.”
Delikatność Boga, który jest Miłością, rozzuchwala tych, którzy próbują Go sprawdzić, czy On jest, a jeśli jest, to jaki jest? Sprawdzają swoją grzesznością, obrażając w ten sposób nie tylko Boga, ale i bliźniego oraz samego siebie. Nie trzeba daleko szukać, wystarczy zobaczyć twarz bliźniego sprofanowaną na plakacie przedwyborczym, aby uświadomić sobie, jak bardzo jesteśmy wewnętrznie słabi. To właśnie ludzie zapatrzeni w swoje słabości sprawdzają do jakiego stopnia Bóg da się doświadczyć naszym zarozumialstwem, do jakiego stopnia pozostanie nieczuły na nasze zło, na nasze coraz bardziej świadome odrzucanie Jego obecności w naszym życiu. Musimy przyznać, że Bóg pozwala nam na bardzo dużo. Na tak dużo, że pytamy się przekornie „a gdzie był Bóg, że na to pozwolił?”. Nie pytamy natomiast, gdzie był człowiek, który do tego doprowadził. Tak więc pozwala nam Bóg na wiele zła, abyśmy zobaczyli, że nasze ludzkie wysiłki ku dobru wcale tego dobra nie gwarantują. Zawsze znajdą się ludzie, którzy z naszego dobra i z naszych wysiłków dla tworzenia dobra, nic sobie nie będą robić. Wręcz przeciwnie, korzystając z tego dobra na sposób pasożytniczy, zniszczą je, pogardzając przy tej okazji Bogiem i drugim człowiekiem. W ten sposób przez szydzenie z religijnych wartości, dochodzą ludzie „wierzący po swojemu” do ateistycznych, a więc bezbożnych przekonań, tzn. że „Boga i piekła nie ma”. Na tej podstawie dochodzą także do tego, że poza własnym dobrem innego dobra też nie ma. Po rozpoczęciu wojny na Ukrainie mijał mnie na autostradzie szybko jadący piękny samochód na ukraińskich numerach. Ktoś jechał na zachód przeczekać zawieruchę wojenną. Jak będzie po wszystkim, przyjedzie jako zwycięzca, aby wziąć co swoje. Kto będzie pamiętał o cierpieniu i śmierci, tych którzy dzisiaj, teraz tam cierpią i giną? Pan Bóg będzie pamiętał!
Koniec końców Bóg przez swoją cierpliwość do nas pokazuje, że nasze dobro się wyczerpuje. Z tego powodu jako ludzie wierzący wraz z niewierzącymi, musimy znaleźć wspólny dla naszego dobra mianownik. Musimy jakieś dobro uznać za wspólne, za ważne, aby działać wspólnie i przez to działanie zachować to, co jest jeszcze ważne dla wszystkich. Musimy wyjść z nory naszego egoizmu i otworzyć się na drugiego człowieka, nie z tego powodu, że tak trzeba, ale tylko z tego powodu, że nasze osobiste dobro, bez wspólnego dobra nic nie znaczy. Co znaczy pacjent bez lekarza? Czym jest ziemia bez rolnika? Gdzieś musi być granica naszej zachłanności, naszej wszechobecnej pychy. Boża cierpliwość czeka na nasze nawrócenie, na to, że staniemy nie po stronie osobistej zachłanności, ale po stronie wspólnej wiary, na drodze nadziei i miłości.
Bóg lekkiego powiewu zadaje nam podstawowe pytanie: „Czy zło może być dobrem? Czy dobrem nie jest tylko dobro jako dobro?” To Bóg, który stworzył wszystko jako „bardzo dobre”, daje nam w religijnym przekazie obowiązek czynienia dobra i w swojej nauce daje nam podstawy do kształtowania w sobie postawy, która „zło dobrem zwycięża.” My jednak, patrząc od strony współczesnego świata, uparcie chcemy doszukiwać się dobra w złu. Zaklinamy swoją rzeczywistość, okłamując nie tylko siebie, że ze zła może wynikać jakieś dobro. Tym czasem zło pozostaje złem. Jakkolwiek pięknie opakowane i podane zło jest złem.
Bóg dał nam wolność wyboru, a w Chrystusie Panu dał nam łaskę i dał nam zbawienie. Czeka zatem cierpliwie, po której stronie odnajdziemy swoje dobro nie tylko doczesne, ale i wieczne. Po stronie zła, które nazywamy uparcie „dobrem”, czy po stronie dobra, które rzeczywiście owocuje w nas na życie wieczne? On mówi do każdego z nas: „Jeśli chcesz, pójdź za Mną.” On trzciny (naszej wiary) nadłamanej (naszą niewiarą) nie złamie, On knota tlejącego (naszego sumienia) nie zgasi i nie usłyszysz jego krzyku na dworze (nic na przymus).
On przyjdzie w szmerze lekkiego powiewu. „Kiedy tylko Eliasz go usłyszał, zasłoniwszy twarz płaszczem, wyszedł i stanął przy wejściu do groty.”
W Liście św. Pawła Apostoła do Rzymian zapisana jest we fragmencie dziś cytowanym, rozpacz Apostoła, który widzi jak jego ziomkowie, ludzie z narodu który kocha, nie przyjmują Jezusa jako Zbawiciela, jako Mesjasza i Pana. Z tego powodu Apostoł odczuwa w sercu swoim wielki smutek i nieustanny ból. Podobnie jest obecnie z Kościołem i z głosicielami Słowa w Kościele. Kościół jako Matka odczuwa ogromny ból serca, widząc świadome i dobrowolne odchodzenie ludzi ochrzczonych w Kościele od Boga i wiary świętej. Smutek jest tym większy im bardziej w pustych nowicjatach i seminariach rysuje się „wielka cisza”. Przychodzi czas, że nie tyle dla kogo, ale nie będzie komu głosić Słowa Bożego.
No i jeszcze Ewangelia o Jezusie chodzącym po wodzie.
Pan Jezus przynagla nas, którzy jesteśmy w Kościele, w Łodzi Piotrowej, aby przeprawić się na drugi brzeg życia, na stronę Królestwa Bożego. On sam jako Arcykapłan modli się za nas w każdej Eucharystii, nawet w tej, w której brakuje mojej modlitwy, czy nawet mojej obecności. Jak wiele Mszy świętych odprawianych jest w ciągu tygodnia bez udziału Ludu Bożego. Chrystus stale ofiaruje się za nas. Natomiast w naszym życiu codziennym wiatr historii jest przeciwny duchowemu rozwojowi, działanie złego potężne, abyśmy zwątpili. Wielu ludzi traci orientację. Brzegu z którego wypłynęli, a więc chrztu św., spowiedzi i Komunii św. już nie widzą. Przestały mieć znaczenie sakramenty, katecheza i dobro X Przykazań. Drugiego brzegu też nie widać. A może go właściwie nie ma, może nie ma po co się wysilać, bo komu to moje dobro potrzebne.
My jednak nie ustajemy. I wtedy, gdy wydaje się, że już nie dajemy rady. Wtedy „o czwartej straży nocnej”, a więc kiedy jesteśmy najbardziej znużeni. Wtedy w sposób cudowny Bóg nas umacnia, Bóg dodaje nam sił. Do tego stopnia nas zaskakuje, że pytamy: ”Panie, jeśli to ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie.” I to jest najistotniejsze, przyjść po wodzie, to znaczy przyjść do Jezusa tylko w mocy głębokiej wiary, a nie w naszych ludzkich wyobrażeniach o Bogu. To do naszej wiary mówi Chrystus kroczący po wodzie: „Przyjdź”. Trzeba nam za Świętym Piotrem odważnie zrobić krok ku Chrystusowi po wodzie, to znaczy z wielką wiarą. Do wielu naszych, którzy nie chcą iść drogą wiary, Pan Jezus pyta: „Czemu zwątpiłeś człowiecze małej wiary?”
Gdy delikatny powiew Miłości Boga spotka się z mocną wiarą człowieka, to wszystko się uciszy, wszelkie ataki złego ustaną. Bo Jeden jest tylko Pan i Bóg, a my w Niego wierzymy.