Fatima. Niespełnione prośby Matki Bożej
1 września 2023Duch Święty i my
27 września 2023Wszystkich nas dotyczy wysiłek codziennego wzrastania w mądrości, w latach i w łasce. Dzień po dniu musimy dbać o swoje wychowanie, abyśmy mądrze współpracowali z łaską Bożą. Wprawdzie nikt już nad nami nie stoi, aby pokazać palcem w którą stronę i jak podążać, a tym bardziej nie musi nam wytyczać celu naszego osobistego wysiłku. Dla nas sam tylko Bóg jest i Panem i Nauczycielem.
Słowo Boże stawia bardzo konkretne wymagania w odniesieniu do samokształcenia ludzi wiary. Do kształtowania siebie od strony ducha.
Pierwszym nakazem Boga dla kształtowania siły naszej wiary jest obowiązek stróżowania, a więc stałej czujności serca w odniesieniu do Bożych napomnień. Jako ludzie ochrzczeni mamy być czujni w przestrzeganiu Przykazań Bożych. Przykazania prowadzą nas w Imieniu Boga, drogą zbawienia, stawiają nam wyraźne granice pomiędzy dobrem a złem. To na mocy Przykazań Bożych rozstrzyga się każdego dnia życie i śmierć, i wieczność każdego człowieka. To tutaj, na gruncie Przykazań Bożych dokonuje się ocena Boga wobec nas. Każdy nasz występek, nasz grzech w oczach Boga posiada swoją ocenę doczesną i wieczną. Jakkolwiek byśmy nie usprawiedliwiali swojego zła, czy cieszyli się nim, zło pozostanie złem. Jedno zło jest złem lekkim i wtedy na początku Eucharystii spowiadamy się wspólnie: „Spowiadam się Bogu Wszechmogącemu i wam bracia i siostry.” Inne zło może spowodować jednoznaczny wyrok Sprawiedliwości Bożej: „Występny musi umrzeć.” Wtedy mamy do czynienia z grzechem śmiertelnym. Ten grzech niszczy więź łaski Bożej pomiędzy Bogiem a człowiekiem. Zabija łaskę Bożą w człowieku i człowiek traci Komunię z Bogiem. Miernikiem zła jest X Przykazań Bożych, a nie nasza ocena danej sytuacji i czynu. Warto więc w rachunku sumienia przyjąć postawę samooskarżenia niż samousprawiedliwienia, gdyż wtedy widzimy, gdy przyjmujemy swój słabość, jak zło nas zawłaszcza i rujnuje nasze dobro. Zła myśl, brzydka mowa, grzeszny uczynek i zaniedbanie dobra, to naprawdę sprawy, których nie możemy w sobie nie zauważać, bo zaczniemy je w sobie tolerować.
I tutaj ze stróżowania, a więc czujności wobec siebie, wynika obowiązek nakładany na nas przez Boga. Obowiązek sprowadzenia z drogi grzechu osób żyjących w grzechu śmiertelnym. Trzeba im uświadamiać, że na ile są osobami wierzącymi, na tyle powinny się nawracać, tzn. z całą pokorą wracać do miłości Pierwszej, do miłości Boga.
Słowo Boże mówi jednoznacznie: „Jeśli jednak ostrzegłeś występnego, by odstąpił od swojej drogi i zawrócił, on jednak nie odstępuje od swojej drogi, to on umrze z własnej winy, ty zaś ocaliłeś swoją duszę.”
Oczywiście możemy zatwardzić serce i powiedzieć, „niech każdy żyje jak chce”, albo „czy ja jestem stróżem mojego brata?” My jednak „słysząc głos Pana, serc nie zatwardzajmy.”
Nie chodzi o to, byśmy przyjęli funkcję „policjanta” wobec złego człowieka. Św. Paweł Apostoł w Liście do Rzymian wyjaśnia z jakiego powodu mamy trwać w aktywnym wysiłku nawracania kogoś, kto trwa w złu, zwłaszcza świadomym i dobrowolnym.
Miarą czujności wobec siebie i gorliwości w sprowadzaniu bliźniego na drogę łaski i Komunii z Bogiem ma być w nas nie co innego, jak tylko miłość. Św. Paweł mówi do nas wyraźnie: „Albowiem przykazania: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie pożądaj i wszystkie inne streszczają się w tym nakazie: Miłuj bliźniego swego jak siebie samego.” Kto nie nawraca trwających w złu, ten nie kocha bliźniego, a nawet życzy mu jak najgorzej, bo czym jest szczęście doczesne w zdrowiu bez szczęścia wiecznego w Bogu?
Natomiast Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii pokazuje praktycznie, jak nawracanie ma być przez nas stosowane. Pokazuje to na przykładzie kogoś, kto wyrządził nam osobistą krzywdę. Pierwszym etapem nawrócenia kogoś z drogi zła jest upomnienie, a więc wskazanie zła i doznanej krzywdy. Jeśli ktoś na tym etapie zrozumie swoją winę, może dojść do zgody i zadośćuczynienia, a co za tym idzie do pojednania.
Drugi etap, gdy upomnienie nie pomoże, wtedy to samo upomnienie trzeba powiedzieć winowajcy w obecności dwóch lub trzech świadków, aby słyszeli i poświadczyli zarówno winę jak i upomnienie.
Trzeci etap, zachodzi wtedy, gdy oba wcześniejsze upomnienia nie odniosą skutku. Wtedy trzeba donieść Kościołowi. Jeśli winowajca nie usłucha Kościoła, a więc tego, co naucza Kościół odnośnie X Przykazań Bożych oraz miłości Boga i bliźniego. Jeśli tych argumentów winowajca nie przyjmie. Wtedy, jak mówi Pan Jezus, „niech ci będzie jak poganin i celnik”, czyli możesz traktować tego człowieka jak „bezbożnego.”
Powiemy sobie zapewne, że dzisiaj etykieta ‘bezbożności’ spłynie po wielu ludziach „jak po kaczce.” Jednak jest jeszcze jeden argument, który daje nam nasz Pan, argument wszechwiedzy Boga. To Bóg jest gwarantem trwałości naszych wyroków, które wydajemy wobec naszych bliźnich.
„Zaprawdę powiadam wam – mówi do nas dzisiaj Pan Jezus – wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie.”
Najlepszym przykładem tej Chrystusowej przestrogi wobec naszych słów i czynów, które kierujemy do Boga, do bliźnich i względem siebie jest rodzina Józefa i Wiktorii Ulmów z Markowej na Podkarpaciu.
Dzisiaj (10 września 2023 r.) cała rodzina Męczenników z Markowej, Rodzice i Dzieci wraz z Dzieckiem Nienarodzonym zostają wyniesieni na do chwały ołtarzy. Mieli być jednym z wielu zapomnianych epizodów pośród tragedii z czasów II Wojny Światowej. Jednak stało się inaczej! Ponieważ to, co związali Ulmowie na ziemi, zostało związane w niebie, dlatego z mroków historii zostali wyniesieni dzisiaj, za naszych czasów, do grona Męczenników i Błogosławionych Kościoła Katolickiego.
Co związali na Ziemi Błogosławieni Wiktoria i Józef Ulmowie? Najpierw związali węzłem miłości święty związek małżeński. Było to 7 lipca 1935 r., gdy przysięgą małżeńską złożoną przed Bogiem związali swoje serca na dobre i na złe. Dalej. Owocując w tym sakramentalnym związku, Miłością rodzicielską, macierzyńską i ojcowską otworzyli „bramę życia” dla swoich Dzieci. Pierwsze dziecko, Stanisława, urodziła się 18 lipca 1936 roku, a siódme Dziecko, przychodziło na świat w trakcie egzekucji. Ulmowie nie bali się życia, nie traktowali go jako „zło konieczne”, jako „choroby, która kończy się śmiercią.” Przeciwnie, cieszyli się życiem, kształtowali swoje życie, bronili tego życia nie tylko w sobie, ale także w tych, których życie było wówczas zagrożone. W drugiej połowie 1942 roku przyjęli Żydowskie Rodziny pod swój dach. Mało tego. 24 marca 1944 roku zapłacili za życie bliźnich swoim życiem, a przecież „nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swojej oddaje za przyjaciół swoich.” Bóg pamięta o ludziach nawet wtedy, gdy ludzie o Bogu nie pamiętają. Pamięta zwłaszcza tam, gdzie „krew brata woła do Boga z ziemi.” Męczeńska krew Rodziny Ulmów woła z naszej ziemi o poszanowanie rodziny i życia.
Ponieważ to, co swoją miłością Boga, bliźniego i samych siebie Błogosławiona Rodzina Ulmów związała na ziemi, zostało związane także w niebie nie bójmy się, patrząc na przykład ich życia, aby dobrze wychowywać dzieci i młodzież, nie bójmy się upominać ludzi idących w złu, bo to, co zwiążemy naszym dobrem na ziemi, będzie związane w niebie, a to, co rozwiążemy naszym złem na ziemi, będzie rozwiązane w niebie.